wtorek, 30 kwietnia 2013

Co misie lubią najbardziej?

Coffee heaven!

W moim rodzinnym mieście nie ma zwyczaju chodzenia na kawę. Kawiarnie bezalkoholowe raczej zbyt długo się nie utrzymują, wręcz upadają. W sumie trudno się dziwić - miasto poniżej 50 tys. mieszkańców, jedna uczelnia (prywatna w dodatku), no i może jeszcze dodam: co miasto to obyczaj? Myślę, że można tak to ująć.
Odkąd przyjechałam do Warszawy na studia, bardzo polubiłam odwiedzać wszelkiego rodzaju kawiarnie, cukiernie i tym podobne. Moim ulubionym miejscem od razu stało się Coffee Heaven. Świetny wystrój, fajna atmosfera, a co najważniejsze - pyszna kawa!


Może na początek krótka ciekawostka na temat coffeeheaven:
Coffeheaven działa w 6 państwach: Polsce, Czechach, Bułgarii, Słowacji, Łotwie i na Węgrzech (głównym rynkiem jest Polska!). Założona została w 1999 roku, a pierwsza kawiarnia została otwarta w Gdyni w 2000 roku.

W kawiarni można kupić nie tylko kawę, ale również soki, herbatę i małe smakołyki :) Obecnie jest promocja - przy każdej wizycie dostajemy stempelek (łącznie chyba 6-8 możliwych do zdobycia) i przy co drugiej dostajemy jakiś rabat. Dziś na przykład dostałam do kawy pyszne ciasteczko - kurkę wiedeńską. 



Bardzo lubię odwiedzać ciche i przytulne miejsca, gdzie można usiąść, coś poczytać lub porozmawiać z przyjaciółmi i razem się pośmiać :) Najczęściej jednak chodzę tam z chłopakiem - zazwyczaj, kiedy wracamy do domów, mamy sporo czasu do pociągu i zachodzimy tam, żeby spokojnie przeczekać i napić się czegoś ciepłego.

Jakie są wasze ulubione miejsca? :) Kawiarnia, czy raczej piwko w jakiejś fajnej knajpce? :)

niedziela, 28 kwietnia 2013

ZOO

W piątek w Warszawie była bardzo piękna pogoda. Miałam wreszcie okazję, żeby wybrać się do ZOO, co było moim celem od dłuższego już czasu. Może zacznę od tego, że:

bilet ulgowy kosztuje 15zł (za okazaniem ważnej legitymacji), 
normalny 20zł, 
a roczny dla dwóch osób ok. 110zł

Było naprawdę niesamowicie! Ostatni raz byłam tam mając ok. 5-6 lat i niewiele pamiętałam z tego jak ZOO wyglądało wcześniej. Jako miłośniczka zwierząt, nie wiedziałam na początku na co patrzeć i gdzie iść - chciałam zobaczyć wszystko na raz :D Po obmyśleniu planu poruszania się, powoli przez 4 godziny odwiedzałam wszystkie zwierzęta, chociaż niektóre się niestety pochowały i nie miałam możliwości ich zobaczyć. Zrobiłam sporą ilość zdjęć, dlatego te godne uwagi będę umieszczać co jakiś czas w notkach (jeśli chcecie :)). Niektóre są dosyć słabo wykadrowane, ale to z powodu takiego, że zwierzęta są strasznie ruchliwe, a ja jeszcze nie ogarnęłam swojego aparatu do końca :)








Co do zmiany nazwy bloga - dziękuję za tak duży odzew! Prawie każdy z Was był na "nie", więc pozostaję Karotką :) 

Miłego weekendu!

wtorek, 23 kwietnia 2013

Kurs tańca + zmiana nazwy bloga (?)

Hejho!

Pogoda piękna, chociaż cały dzień niebo straszy nas deszczem. Nic nie szkodzi - od czego są parasole! :)
Wczorajszy dzień spędziłam bardzo przyjemnie na kursie tańca. Zapisałam się, żeby trochę się rozruszać i załapać kilka kroków. Co prawda tańczyłam kiedyś, dawno temu i przez bardzo krótki okres salsę, ale niewiele już z tego pamiętam :) W każdym razie na pierwszych zajęciach zaczęliśmy od walca angielskiego i samby - to pierwsze lepiej mi wychodziło, bo chyba każda z nas uczyła się tego tańca przed studniówką i innymi tego typu imprezami. Kurs prowadzi studentka mojej uczelni, jest bardzo miła i wprowadza świetną, luźną atmosferę. Jest to tylko 8 spotkań po 1,5 godziny, ale kto wie? Może wkręci mnie to i zapiszę się na bardziej profesjonalny kurs? Zobaczymy! Porwana w wir taneczny nie miałam czasu na robienie zdjęć, więc mam nadzieję, że wybaczycie mi tych kilka fotek z internetu :)


Zastanawiałam się również nad zmianą nazwy bloga. Chociaż wiem, że wiąże się to raczej z utratą osób obserwujących :( Zakładając bloga, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tak mnie to wkręci i że będzie mi tak dobrze szło, więc wymyśliłam nazwę raczej na szybko, choć niektórzy znajomi tak na mnie właśnie wołają. Wolałabym wymyślić coś bardziej kreatywnego, lub kojarzącego się ze mną, a nie z sokiem Fortuny :)

Co o tym myślicie? Zmienilibyście nazwę bloga przy 50 obserwujących? Może macie jakieś propozycje? Nie mam też pewności czy obserwujący znikają, tak wyczytałam w internecie i wydało mi się to logiczne :)
Pomocy!!! :)

 P.S Biorę udział w rozdaniu u Dakotty i zachęcam Was również do wzięcia udziału. Do wygrania zestaw kosmetyków :) Polecam również bloga, moim zdaniem jest godny uwagi :) 

 + rozdanie u Ani i również zachęcam do odwiedzin bloga :) 


piątek, 19 kwietnia 2013

Mój dzisiejszy dzień

Hej!

Dziś "obchodziliśmy" z moim chłopakiem trzecią rocznicę :) Planowaliśmy pójść do ZOO, jednak się strasznie rozpadało, więc nasze plany legły w gruzach. Musieliśmy znaleźć sobie jakąś alternatywę, byleby nie siedzieć w domu (jak przez większość zimy) i ruszyliśmy na zakupy. Mało romantycznie, to prawda, ale pogoda niestety wykluczyła wszelkie spacery i wypady w fajne miejsca. Udaliśmy się więc na wiosenno-letnie polowanie. Planowałam wziąć aparat, ale po pierwsze bardzo padało, a po drugie - zdjęcia z galerii handlowej są raczej... mało interesujące :)

W każdym razie, nasz dzień wyglądał mniej więcej tak:

Moje ulubione kwiaty!
Indyk w sosie maślano-czosnkowym po chińsku - pyszności!
Vero Moda - koszula
Tamaris - upolowałam rozmiar 35! I przepraszam za mały nieład w tle :)

Ogólnie dzień należał do udanych :) Na dzisiejszy dzień jestem szczęśliwa i niczego mi do szczęścia nie brakuje (no może za wyjątkiem tego, żeby mój błędnik przestał sobie robić jaja i zrzucać mnie ze schodów!). 

Życzę szczęścia i duuużo uśmiechu wszystkim moim czytelniczkom, dzięki którym mam już ponad 3000 wyświetleń!

Christina Aguilera

Zrobiła się wiosna - czas na zmianę perfum! Warm Vanilla Sugar odstawiam do jesieni, jak dla mnie zbyt ciepły i otulający zapach jak na lato. Wracam do swoich ulubionych i od dawna kupowanych - Christiny Aguilery.


Kupowałam już wiele zapachów, jednak ciągle wracam do tego jednego. Zawsze kiedy go używam, czuję się bardzo elegancko i kobieco :) Zauważyłam niejednokrotnie, że dodaje mi pewności siebie i świetnie komponuje się z eleganckim lookiem. Inspiracją tego pięknego flakonu były uwodzicielskie kształty kobiecego ciała otulonego w czarną koronkę. Kokardka dodaje im również uroku :)

Co do perfum, to starczają na naprawdę długi okres. Zapach utrzymuje się dość długo - nawet 3 dni (mówię tu o dość intensywnym, bo w rzeczywistości czuć go dopóki nie upierzemy ubrań). 

Nuty zapachowe:
nuta głowy: owoce egzotyczne, mandarynka, czarna porzeczka
nuta serca: peonia, jaśmin, soczysta śliwka
nuta bazy: wanilia, ambra, piżmo. 


Zdecydowanie polecam!

wtorek, 16 kwietnia 2013

Veturilo

Wreszcie nastała długo oczekiwana przez wszystkich wiosna! Długo ubolewałam nad tym, że nie mam w Warszawie roweru, bo bardzo lubię jeździć, a nie bardzo mam jak przewieźć sobie z domu. Aż tu nagle... zobaczyłam Veturilo!


Jest to bardzo fajny system: w całej Warszawie jest około 150 stacji z rowerami (jak widać na obrazku wyżej), które są czynne 24h/dobę przez 7 dni w tygodniu. Możemy o dowolnej porze wypożyczyć sobie odpłatnie rower i śmigać przez zakorkowane miasto z wiatrem we włosach i uśmiechem na twarzy :) Jest to zdecydowanie duże ułatwienie dla studentów (i nie tylko!), gdyż taki sprzęt możemy wypożyczyć na jednej stacji i odstawić go na innej dowolnej (np. pod uczelnią). W dodatku, jeśli wyrobimy się w 20 minutach od wypożyczenia, jeździmy rowerem za darmo :)

Cennik
Opłata inicjalna 10 zł
od 1 do 20 minuty 0 zł
od 21 do 60 minuty 1 zł
Druga godzina 3 zł
Trzecia godzina 5 zł
Czwarta i każda następna godzina 7 zł



Opłata inicjalna brzmi strasznie, ale nie jest to jednorazowa kwota za jedno wypożyczenie. Trzeba po prostu założyć konto na stronie veturilo i wpłacić minimum 10zł, żeby móc wypożyczyć rower. Zresztą - umieszczę filmik, który najlepiej opowie o zasadach wypożyczania:

Co o tym sądzicie? Macie w swoich miastach Veturilo? :)

niedziela, 14 kwietnia 2013

Bułeczki, czyli nie ma to jak w domu :)

Hejho!

Przyjechałam na weekend do domu i zrobiłam wiosenne porządki. Długo się zbierałam do tego, żeby wyrzucić niepotrzebne rzeczy, ubrania i torebki, ale wreszcie to zrobiłam :) Teraz mój pokój wygląda dużo lepiej, jest więcej miejsca i przestrzeni, co mnie bardzo cieszy, bo jak się mieszka w bloku, to wiadomo, że jest ciaśniej. Postanowiłam również, że sprzedam część ubrań, w których nie chodzę zanim całkowicie wyjdą z mody i będę musiała wyrzucić. Jednym słowem - wiosenna rewolucja!

Chciałabym się dziś podzielić przepisem na bułeczki z jagodami, które razem z mamą upiekłyśmy. Przepis jest dosyć prosty, a wypieki wychodzą wprost przepyszne!

Bułeczki z jagodami - i nie tylko!

Składniki:
1,5kg mąki (około, trzeba patrzeć na konsystencję wyrabianego ciasta)
1 litr mleka
3 jajka
10 dkg drożdży
2 łyżki cukru
1 opakowanie cukru waniliowego
szczypta soli    



Przygotowanie:
Do miski wlewamy pół szklanki letniego mleka, rozrabiamy drożdże z cukrem białym i waniliowym i dodajemy 2 łyżki mąki. Odstawiamy do chwili, gdy zaczną pęcznieć. 
Do przygotowanych wcześniej drożdży dodajemy sól, pozostałe mleko, 2 całe jajka, 1 białko i stopniowo wsypujemy mąkę. Mąki dodajemy tyle, aby ciasto nie przyklejało nam się zbytnio do rąk, dlatego w przepisie podałam "około" :) Zagniatamy i dobrze wyrabiamy ciasto, przykrywamy ściereczką i zostawiamy w ciepłym miejscu do wyrośnięcia. 
Pozostałe żółtko roztrzepujemy z 2-3 łyżkami mleka.
Z wyrośniętego ciasta formujemy bułeczki i wkładamy do środka jagody posypane cukrem (można dodać praktycznie co się chce - jabłka, ser, jagody, wedle uznania. Układamy na blasze wyłożonej papierem śniadaniowym. 
Smarujemy pędzelkiem każdą bułeczkę przygotowanym wcześniej żółtkiem z mlekiem (lub śmietaną, której akurat ja użyłam) i wkładamy do nagrzanego na 200 stopni piekarnika na około 10-15 minut. Pieczemy aż przybiorą koloru złocistego.



Smacznego!

sobota, 13 kwietnia 2013

Mask Hair Repair Sleek Line

Witajcie! :)

Dziś chciałabym Wam napisać małą i być może nieudolną recenzję odżywki do włosów, której używałam przez ostatnie 4 miesiące. Poleciła mi ją fryzjerka, gdy zapytałam ją o jakiś kosmetyk do prostowanych i zniszczonych włosów. Od razu (no może nie aż tak szybko :D ) udałam się po nią do sklepu:



 Jest to maska regenerująca z jedwabiem i wyciągiem z pestek słonecznika. Jak już wcześniej pisałam stosuje się ją przede wszystkim do włosów prostowanych i po zabiegach kosmetycznych, ale również do włosów cienkich, suchych i zniszczonych.

Jest to jeden z lepszych preparatów jaki miałam okazję używać:
  • Bardzo ładny zapach, utrzymuje się nawet po kolejnym myciu na włosach! Na początku mi jakoś tak nie byłam do niego przekonana, ale później polubiłam :)
  • Bardzo duże opakowanie
  • Maska jest niespodziewanie wydajna - wystarczy ilość wielkości orzecha laskowego (może dwóch) na włosy średniej długości. Pamiętajmy jednak, że odżywek i masek nie nakłada się na skórę głowy, tylko na końcówki!
  • Wygładza włosy i powoduje, że mniej się elektryzują
  • Świetna cena (max. 15zł)
  • Fantastyczna konsystencja - raczej gęsta (zamieszczę niżej zdjęcie)
Niestety jak prawie każdy produkt ma też swoje wady:
  • Kiedy nałożymy jej zbyt dużo, albo nie spłuczemy dużą ilością wody, włosy po godzinie sprawiają wrażenie ciężkich i przetłuszczonych. Trzeba być bardzo dokładnym przy nakładaniu
  • Podany czas trzymania na włosach (10 minut) raczej jest troszkę za krótki. Ja trzymam 15-20, a czasami nawet dłużej.

Generalnie jestem z niej zadowolona :) Jestem trochę wymagająca jeśli chodzi o kosmetyki i zdecydowanie polecam nakładać ją jak się ma czas (na przykład wieczorem), bo tak jak wcześniej wspomniałam, wymaga ona dokładności, żeby włosy nie sprawiały wrażenia "tygodniowych".  Odżywkę stosuję średnio raz - dwa razy w tygodniu i osobiście uważam, że nie należy robić tego częściej.

Przy okazji mam do Was pytanie: polecacie jakiś szampon/odżywkę, który jest dobry na objętość? Ewentualnie szampon/odżywkę rozjaśniającą nieco włosy i nadającą im wyrazisty kolor? :) Czekam na wasze propozycje!

Wiosna zbliża się wielkimi krokami!

wtorek, 9 kwietnia 2013

Znaleziono kota

Znalazłam dziś koło polibudy ogłoszenie, które wisiało na każdym słupie. Może ktoś z Was zgubił bor... tzn kota? :D

Powiększ obrazek aby przeczytać tekst ;)
Biorę również udział w konkursie u http://bambiaboutbeauty.blogspot.com/
ostatnio udało mi się wygrać super naszyjnik, jak mi dojdzie, to Wam pokażę :)

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Z domowej apteczki

Hej!

Za oknem słonecznie i miejmy nadzieję, że wiosna już do nas zawita na dobre :) Ja dziś już chciałam ubrać się lżej, więc zamiast grubego szalika, założyłam długą, lekką chustę... Niestety ktoś mi ją ukradł! Zostawiłam ją na korytarzu przez przypadek i kiedy po nią wróciłam, już nie było śladu... Cóż poradzić, w końcu jesteśmy w Polsce.

Dziś przygotowałam sposób na obolały, chory żołądek, który 10/10 mi pomaga :)

Cena ok. 8zł za takie opakowanie
Jako że ostatnio ciągle bolał mnie żołądek (zła dieta, ewentualnie przemęczenie) i ciężko było mu cokolwiek trawić kupiłam w aptece swój niezawodny sposób na tego typu dolegliwości: len mielony, czy inaczej siemię lniane. Nigdy nie pomagały mi żadne krople żołądkowe ani inne specyfiki, a len zawsze potrafi sobie świetnie poradzić z bólem żołądka :)

Co najlepsze - len nie służy tylko do leczenia różnych dolegliwości, ale również ułatwia trawienie, wspomaga pracę jelit i zmniejsza apetyt :) Jest więc dobry dla osób na diecie, bo zawiera błonnik, można pić go codziennie i rzeczywiście wspomaga odchudzanie (wypróbowałam na sobie).


Sposób przygotowania:
Wsypać 2-3 czubate łyżki siemienia do kubka i zalać gorącą, ale nie wrzącą wodą.
Niestety jego minusem jest to, że ma konsystencję tak zwanego... gluta :D


Bardzo lubię naturalne sposoby leczenia i odchudzania. Często bywają dużo bardziej skuteczne od tych chemicznych. Bardzo polecam :)

P.S Dziękuję za ponad 2000 wyświetleń! :)

piątek, 5 kwietnia 2013

Słodkości + farby do włosów

Plucha, ciapa, breja, bagno... Ma ktoś jeszcze jakieś pomysły na określenie tego, co mamy na dworze? Pogoda bardzo przytłaczająca, aż nie chce się wychodzić z domu. Już nie mogę się doczekać wiosny, mam tyle ciekawych miejsc do odwiedzenia w Warszawie! Jak tylko zrobi się ciepło, pędzę do ZOO i Parku Łazienkowskiego - to na początek, a później zobaczymy :)

Przeczytałam ostatnio ciekawy artykuł, który trochę mnie przeraził. Żyjemy w czasach, gdzie coraz więcej osób choruje na wszelkiego rodzaju nowotwory, a tekst dotyczył czegoś, czego bym się nie spodziewała, mianowicie: rakotwórczych składników farb do włosów! Okazuje się, że niektóre farby zawierają: fenylenodiaminy, które są bardzo niebezpieczne i rakotwórcze. Inne składniki farb do włosów, które okazały się szkodliwe to 4-chloro-m-enylenodiamina, 2-4 toluenodiamina, 4-amino-2-nitrofenol. Testy na zwierzętach wykazały, że farby na bazie smoły węglowej są również kancerogenne, a mimo tego nie wymaga się od producentów umieszczania ostrzeżeń na opakowaniach.

W Stanach Zjednoczonych produkty, które zawierają 4-metoksy-m-fenylenodiaminę (4-MMPD, 2,4-diaminoanizol) muszą być opatrzone ostrzeżeniem: Farba zawiera składnik, który może przeniknąć przez skórę, a testy na zwierzętach wykazały że jest kancerogenny. Dla porównania w krajach Unii Europejskiej nie ma takiego wymogu dla producentów farb (cóż, nasza kochana UE).

Badania wykazują, że organizm bardzo szybko wchłania przez skórę substancje kancerogenne trwałych i półtrwałych farb. Wystarczy 30 minut, przez który zazwyczaj trzymamy farbę na głowie. Dlatego kobiety często farbujące włosy zwiększają ryzyko zachorowania na raka. Niektórzy uczeni twierdzą, że farby do włosów są przyczyną aż 20%-40% przypadków białaczki nielimfatycznej u kobiet. Badania wykazują również, że kobiety farbujące włosy raz do czterech razy w roku chorowały na raka jajników do 70% częściej niż te które tego nie robiły.W badaniach tych uwzględnienie czynników ryzyka (historia raka w rodzinie, palenie papierosów, kontakt z herbicydami i pestycydami) nie zmieniło szacowań w kwestii ryzyka związanego z używaniem farb do włosów. Ryzyko zwiększało się natomiast wraz z upływem czasu używania farb oraz stosowaniem koloru czarnego, brązowego i rudego. Generalnie zasada jest taka im ciemniejszy odcień farby, tym jest większe ryzyko zachorowania na raka piersi. Kobiety farbujące włosy na czarno, brązowo i rudo sytuują się w grupie najwyższego ryzyka.

Co o tym myślicie? Ja uważam, że na pewno jest w tym trochę prawdy. Nie jest powiedziane, że jak ktoś farbuje włosy, to od razu zachoruje na raka, ale w moim przypadku (miałam w czerwcu usuwanego guza piersi) lepiej dmuchać na zimne :) 


A teraz na rozluźnienie atmosfery mam kolejną porcję słodyczy. Kupiłam jakiś czas temu na allegro kolczyki wykonane z modeliny FIMO. Od razu jak je zobaczyłam, oszalałam na ich punkcie i zamówiłam dwie pary :)



Muszę przyznać, że wykonane są bardzo solidnie. Nosiłam je już wiele razy i bardzo dobrze się trzymają :) 

Jak wam się podobają? Lubicie mieć słodkości na uszach? :)

czwartek, 4 kwietnia 2013

Ciasto szklankowe

 Dziś mam bardzo prosty przepis na przepyszne ciasto szklankowe, które posmakowało całej mojej rodzinie :) Nazwa wzięła się stąd, że prawie wszystkich składników potrzebujemy po jednej szklance.
CIASTO SZKLANKOWE

Składniki:
1 szklanka mąki
1 szklanka maku (suchego nie mielonego!)
1 szklanka białek (Białka można mrozić! Jeśli potrzebujemy do innych wypieków tylko żółtek, białka można odlać w pojemniczek i włożyć do zamrażalnika, a później wystarczy tylko je odmrozić)
1 szklanka cukru
0,5 szklanki stopionego masła lub oleju
1 łyżeczka proszku do pieczenia
bakalie (ja daję również zrobioną wcześniej skórkę pomarańczy, taką jak na pączkach)

Przygotowanie:
Białka ubijamy na sztywno dodając stopniowo cukier. Mąkę mieszamy z proszkiem do pieczenia i dosypujemy powoli do białek. Następnie dodajemy mak, wlewamy masło lub olej (ja wolę masło), dodajemy bakalie i mieszamy. Pieczemy w "keksówce" około 50 minut/220stopni


Smacznego!

środa, 3 kwietnia 2013

Pechowy dzień

Dziś miałam strasznie pechowy dzień...

Rano pojechałam po aparat. Miałam do wyboru 2 sklepy. W jednym z nich był już tylko jeden i w dodatku wystawowy, a na magazynie już nie mieli. W drugim - Media Ekspert dają gwarancję tylko na rok, a poza tym skończyła się na niego promocja... Wróciłam więc do domu z niczym.

Poszłam na PKP po bilety do Warszawy, ale okazało się, że są już tylko miejsca stojące, a chciałam się pouczyć w pociągu. No trudno, postoję, tak się zdarza...

Moja współlokatorka spaliła mi mój ulubiony rondelek (tak, to głupie przywiązać się do garnka) i chciałam kupić sobie taki sam. Okazało się, że sprowadzili mi, ale zupełnie inny, więc zmęczona tym okropnym dniem wzięłam go bez gadania i wyszłam ze sklepu.

Przekonana, że już nic złego mnie nie spotka, czekałam na pociąg. Niestety przyjechał z opóźnieniem i strasznie zmarzłam.... Wjechał na peron - nareszcie! Wielka bitwa i gonitwa do drzwi, oczekujących koło setki. Miałam ogromne szczęście - pociąg zatrzymał się tak, że miałam drzwi naprzeciw siebie. Otwieram je - ludzie stoją dosłownie na schodkach i w toalecie. Każde kolejne drzwi to samo. Kłótnia z konduktorem, pasażerami i wszystkimi po kolei. Nie wsiadłam, a razem ze mną koło 30 osób, a może nawet więcej! W między czasie widziałam jak ludzie podawali górą, jak na koncercie, około 4-letnie dziecko krzycząc: podajcie je do toalety!

Pociąg 6:26 nie brzmi zachęcająco, ale busy też już nie kursowały (godzina 18) a na pociąg o 20 nie było nawet szans...

Pozdrawiam zarządców PKP i życzę Wam, abyście kiedyś znaleźli się w tak zajebiście kłopotliwej sytuacji jak ludzie, którzy zostali na peronie i czekali godzinę na zwrot pieniędzy za bilety!