niedziela, 22 grudnia 2013

Świąteczny dzwoneczek

Halo, halo!

Świąteczne szaleństwo trwa, praca w kuchni wre a wigilia depcze nam po piętach. Po długim i męczącym okresie na uczelni, taka harówka, to sama przyjemność! Niestety sprawy się trochę skomplikowały, ponieważ nie mogę zabrać aparatu do Warszawy, z powodów bezpieczeństwa (a może po prostu braku zaufania?). Uniemożliwia mi to prowadzenie bloga, a szkoda, bo sprawiało mi to ogromną radość: każdy komentarz, wyświetlenie, nowy obserwator. Póki co jestem w domu do 6 stycznia, więc mogę trochę poszaleć, chociaż w świątecznym ferworze może to nie być wcale takie łatwe ;)

Dziś przychodzę do Was z moim małym dziełem, które właśnie wykonałam. Miałam wstawić cały toutorial, jednak w pewnym momencie (a raczej na samym początku) padła mi bateria w aparacie i ominęłam większość etapów :( Ale postaram się wszystko dokładnie opisać i wytłumaczyć!

Piernikowy dzwoneczek:


Potrzebujemy:
-6 foremek do wykrojenia kółek
-kilka tasiemek/wstążek
-lukier
-kolorowa posypka
-igła i nitka

1. Zagniatamy ciasto na pierniczki i rozwałkowujemy (UWAGA! Jeśli ktoś sobie życzy, mogę wstawić przepis, z którego ja je piekę, jednak domyślam się, że każdy od dawna ma swój sprawdzony).
2. Bierzemy 6 foremek i wykrawamy kółka, z których będziemy konstruować dzwonek.
3. Robimy dziurkę dokładnie na środku każdego kółka (tak jak to widać na pionowym kółeczku u dołu dzwoneczka).
4. Nawlekamy każde z kółek na tasiemkę lub wstążkę, zaczynając od pionowego, poprzez wszystkie poziome.
5. Po nawleczeniu zawiązujemy mocny supełek na samej górze (UWAŻAJCIE, żeby nie połamać pierniczków!) a na końcach tasiemki zawiązujemy kokardkę (za tę pętelkę zawiesimy ozdobę)
6. W choince lub listku (który przyozdobi nasz dzwonek) robimy dziurkę igłą i nawlekamy na nitkę. Następnie przywiązujemy ją do tasiemki, na którą nawlekaliśmy kółka.
7. Na czubku dzwonka wiążemy dowolną ilość tasiemek i podkręcamy je nożykiem lub nożyczkami.
8. Zdobimy wg własnego uznania. Ja polałam ze strzykawki lukrem przy co drugim łączeniu i posypałam kolorową posypką.



Na tych nielicznych zdjęciach widać kółka, z których składałam piernikowy dzwonek :)

poniedziałek, 30 września 2013

Wakacje i po wakacjach...

Halo!

Za niespełna dwie godziny ostatni dzień wakacji dobiegnie końca. Ciężko się z tym pogodzić po 3 miesiącach kompletnej laby i regularnego opierdzielania. Czas rozpocząć nowy rok akademicki, z nowymi współlokatorkami, nowymi przedmiotami i nowymi doświadczeniami. Tak, tak, w sumie to wszystko jest nowe (chociaż mniejszy żal był przy opuszczaniu rodzinnego gniazda), bo przecież nic nie zdarza się dwa razy.

Niestety nie mogłam zabrać ze sobą aparatu do Warszawy (a raczej nie chciałam - parapetówka i ostatnie wakacyjne imprzy nie służą sprzętom elektronicznym!) i niestety dopiero za dwa tygodnie go przywiozę. Tymczasem będę musiała się zadowolić zdjęciami z telefonu bądź z internetu, ale mam nadzieję, że nie jest to jeden z grzechów blogowych-śmiertelnych i jakoś mi to wybaczycie :D

Wpadłam dziś na małe zakupy do Super-Pharm i niestety nie upolowałam zbyt wiele:


Lakier (a raczej firmę) zrecenzuję niedługo, bo sobie na to bardzo zasłużył. Niestety nie dziś, bo sami widzicie jakie zdjęcia wychodzą przy sztucznym świetle. 

Trzymajcie się i do usłyszenia! :)

środa, 25 września 2013

Zapachy, zapaszki

Lubię eksperymentować z wszelkiego rodzaju zapachami: od woreczków , poprzez olejki eteryczne, do gotowych produktów dostępnych w sklepach. Tych ostatnich na półkach supermarketów jest całe mnóstwo, ale nie każdy (a raczej spora mniejszość) daje rezultat. Dziś chciałabym się z Wami podzielić swoim nowym odkryciem, które zachwyciło mnie od samego początku.


cena ok. 13zł

Air Wick to zestaw zawierający flakonik z olejkiem                 
zapachowym + 6 ratanowych (wg producenta) patyczków. 
Filozofia polega na otworzeniu flakonika poprzez usunięcie
zabezpieczającej tekturki i włożeniu do środka patyczków
(ilość zależy od tego, jak bardzo intensywny zapach chcemy 
uzyskać). Proste prawda?

Swój zestaw napoczęłam 5 września (flakonik był prawie pełny) i od razu przepiękny zapach wypełnił niemalże połowę mojego mieszkania! Włożyłam trzy patyczki (do pokoju o powierzchni ok. 13m^2) aby rozeznać się w intensywności zapachu. Okazało się, że w zupełności wystarczą. Zapach trzyma się do dziś, mimo że ja już nie czuję go tak intensywnie jak na początku (przyzwyczajenie), ale odwiedzający mnie znajomi od razu zwracają na niego uwagę :)

Flakonik oprócz super wydajności ma ładny, ozdobny wygląd i co dla mnie najważniejsze: zapach nie uczula (a jestem okropnym alergikiem)


Miałam okazję przetestować dopiero jeden zapach (różowy - orchidea), jednak myślę, że flakonik jeszcze jakiś czas mi posłuży. Serdecznie polecam!

niedziela, 22 września 2013

Lato, lato i po lecie

Lato minęło mi w tym roku bardzo szybko. Nim się zdążyłam nacieszyć słońcem, upalnymi, wakacyjnymi miesiącami (tak, kocham upał, nawet taki powyżej 30 stopni), ciepłymi, długimi wieczorami i przepyszną zieleninką, przyszła deszczowa, smutna i zimna jesień. Czas wracać na uczelnię, przyodziać ciepłe sweterki, przeprosić botki, czy inne jesienne obuwie i zaparzyć kubek gorącej herbaty. Brzmi koszmarnie ponuro, ale chyba większość z nas czuje się podobnie podczas takiej pogody (na złotą, polską jesień na razie się niestety nie zapowiada). Nie wiem jak Wy, ale ja mam jeszcze cichą, malutką nadzieję, że natura zrobi nam miłą niespodziankę i podaruje troszeczkę ciepłych dni.

Obraz "Idzie jesień" - Anna Orłow
Jakie macie odczucia dotyczące jesieni? Cieszycie się, czy raczej wolelibyście cofnąć czas o kilka miesięcy? :)

czwartek, 19 września 2013

We're the Millers

Będąc ostatnio w Warszawie, trafiłam na okropną, deszczową pogodę. Dni pochmurne, nic się nie chce (no może oprócz wskoczenia pod koc i przespania całego dnia). Postanowiłam jednak ciekawiej zorganizować sobie czas i wybrać się do kina na film, który bardzo chciałam zobaczyć od dawna. Mówię tutaj o najlepszej komedii pod słońcem: MILLEROWIE!


Gatunek filmu: komedia kryminalna
Reżyseria: Rawson Marshall Thurber
Produkcja: USA

Dealer David zostaje okradziony z całego towaru jaki posiada. Aby odpracować dług musi pojechać do Meksyku i przemycić dużą ilość marihuany. Chcąc uniknąć kontroli na granicy organizuje fałszywą rodzinę i wyrusza z nią na podbój narkotykowej siedziby.

Film w swojej kategorii jest prawdziwą perełką. Naładowany pozytywną energią, sarkazmem, dosadnością i dowcipem sytuacyjnym sprawiał, że cała sala wybuchała głośnym śmiechem. Komedia nie należy ani do wyszukanych, ani do zaskakujących - ma zwyczajnie prostą, ale szalenie śmieszną fabułę oraz doskonale dobranych aktorów. Wszyscy szukający rozrywki, żartów i ogromnej dawki śmiechu, które często schodzą poniżej poziomu porządności, ale wciąż doprowadzają do łez, powinni wybrać się właśnie na Millerów. Jest to zdecydowanie najlepsza komedia, jaką miałam kiedykolwiek okazję obejrzeć i śmiać się na prawie każdej scenie. Doskonała na każdą porę - w szczególności na nudny i deszczowy dzień!



Serdecznie polecam i zachęcam do obejrzenia!

środa, 18 września 2013

???

Blog został pokryty grubą warstwą kurzu i pajęczyny. Straciłam wenę i przestałam widzieć sens prowadzenia bloga. Coraz mniej pomysłów i tematów, którymi mogłabym Was zainteresować. Tematyka kompletnie się rozjechała, a ja poczułam, że chyba się do tego nie nadaję. Niby nie ma nic trudnego w napisaniu posta, dodaniu zdjęcia czy linku do filmiku z youtube, ale sztuką jest skleić to wszystko w jedną, sensowną całość. Czy przez te wakacje się coś zmieniło? Nie wiem, będę próbować ;)

No właśnie, wakacje. W tym roku odwiedziłam jedynie Kraków i kilka razy Warszawę (tak tak, wycieczka do miejsca, gdzie spędza się większość roku nie wydaje się zbytnio pociągająca, jednak zawsze to jakaś zmiana środowiska, nie?).

Piękny Kraków!
Rok akademicki za niecałe 2 tygodnie, a ja w ogóle nie wyobrażam sobie powrotu na uczelnię. Słodkie lenistwo weszło mi w krew i ciężko się będzie odzwyczaić od wstawania o 12 i robienia tego na co tylko ma się ochotę. Zabójczy plan zajęć właśnie mi zakomunikował, że we wtorek spędzę upojne 12 godzin, od 8 do 20 na uczelni, ponieważ ktoś sobie zadrwił i wpakował w ten dzień same laboratoria...

W moim życiu praktycznie bez zmian. Chociaż w sumie niezupełnie. Przytyłam okropnie i za cholerę nie mam motywacji ani silnej woli, żeby to zrzucić, albo chociaż mniej jeść. Ciastka, ciasteczka, pizza, piwo i takie tam różne... A dupa, brzuch i nogi zwiększają swoją objętość w piorunującym tempie. Może ten post i publiczne wyznanie tej okropnej nowinki da mi motywację? W każdym razie druga zmiana zdecydowanie na lepsze! Mam dwie nowe, super współlokatorki i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Mam nadzieję, że tak już zostanie.

Póki co żegnam się z Wami, zamieszczam kilka zdjęć z wakacji i zapraszam do czytania kolejnych postów, które niebawem powinny się tu pojawić.

Buziaki!

najlepsze sushi na świecie <3
kitałka pomaga w zrywaniu czereśni na działce!
carbonara domowej roboty
Air show Radom 2013
Air show Radom 2013
pan w kufelku ;)

środa, 17 lipca 2013

Płucz jamę ustną!

Dziś mam dla Was moje dwa ulubione płyny do płukania ust - Aquafresh i Colgate.


Od roku miałam problemy z krwawieniem dziąseł i ani pasty, ani inne specyfiki nie pomogły mi ich rozwiązać. Jakiś czas temu zaczęłam płukać jamę ustną płynami (najczęściej w/w) i od razu zauważyłam różnicę. Po miesiącu używania - dwa razy dziennie - dziąsła całkowicie przestały mi krwawić. Oprócz tego, zauważyłam znaczną poprawę jeśli chodzi o oddech - jest świeższy znacznie dłużej niż po samym myciu zębów. Bardzo zaplusowały mi delikatnym i odświeżającym smakiem, ponieważ nie potrafię płukać ostrymi płynami. Cena również nie jest wygórowana - ok. 12zł / 500ml. Polecam!





Podsumowując:
+odświeżony oddech przez kilka godzin
+delikatny smak
+cena
+likwiduje krwawienie dziąseł
+dostępny w mniejszych, poręcznych wersjach

niedziela, 7 lipca 2013

Sposoby na komary

Będąc wczoraj na działce, nie mogłam odpędzić się od komarów. Mali, bzyczący i denerwujący krwiopijcy byli wszędzie i robili wszystko by niczym Drakula wbić się w skórę i napoić się swoim ulubionym przysmakiem. Nie miałam przy sobie żadnego z "rekwizytów", dzięki którym mogłabym się skutecznie pozbyć małych natrętów, więc zostałam doszczętnie pogryziona, a dziś brakuje mi rąk, żeby drapać się w 5 miejscach jednocześnie. Jest jednak kilka sprawdzonych sposobów na spokojny wieczór przy otwartym oknie.

Co sprawia, że komary tak chętnie się wokół nas się panoszą?

  • Dwutlenek węgla - znajduje się w wydychanym powietrzu; szczególnie dużo wytwarzamy go podczas wysiłku fizycznego oraz gdy na dworze jest bardzo ciepło.
  • Kwas mlekowy - jest obecny w pocie; przybywa go nie tylko po wysiłku fizycznym, ale również po spożyciu niektórych potraw bogatych w potas.
  • Wilgoć - także pot na ciele człowieka.
  • Słodkie zapachy - perfumy, kosmetyki, antyperspiranty o intensywnych kwiatowych i owocowych zapachach.
Dlaczego miejsce ukąszenia swędzi?
  • Samica komara (bo tylko one kąsają, chociaż to zazwyczaj mężczyźni są szkodnikami :D) przecina skórę, a do rany dostaje się substancja, która zapobiega krzepnięciu krwi. Zawiera ona substancję chemiczną, która podrażnia miejsce ukąszenia. Stąd swędzące, zaczerwienione bąble na naszym ciele.
Co zrobić, żeby odstraszyć małego, upierdliwego wroga?
  • kadzidełka - dostępne są w kwiaciarniach, sklepach typu home&you; polecam szukać takich z napisem "anti mosquito", ponieważ sama je sprawdziłam i mogę śmiało powiedzieć, że są bardzo skuteczne (jak dla mnie najładniej pachną wanilia-limonka i lawenda-coś, ale nie pamiętam niestety z czym).
  • olejki eteryczne - kilka kropli wymieszanych z wodą w ozdobnym kominku spowoduje nie tylko piękny zapach w naszym otoczeniu, ale również odstraszy małych, niepożądanych gości. Polecane są: olejki z trawy cytrynowej, odstraszające również meszki, olejki goździkowe, olejek eukaliptusowy, szczególnie z eukaliptusa cytrynowego (citronella), olejki cynamonowe i lawendowe.
  • specjalne świece anti mosquito
  • dobrze jest nasmarować skórę czymś tłustym (np. olejkiem), gdyż komary lubią skórę wilgotną, ale nie lepką!
  • spraye zawierające DEET (N,N-dietylo-m-toluamid) i inne repelenty (środki odstraszające), jednak składniki te wchłaniają się przez skórę, co nie jest zbyt korzystne dla naszego organizmu. Większość nas zapomina o tym, żeby później ten środek zmyć i chodzi przez cały dzień z chemią na skórze.
Mam dla Was również mały przepis na spray odstraszający komary:

Potrzebujemy ok. 50ml wódki i 50 kropli olejku eterycznego (z wymienionych powyżej). Uwaga! Możemy zrobić mieszankę olejków, nie musi to być jeden. 

Do szklanej buteleczki (najlepiej z ciemnego szkła - takiego, w jakim przechowywane są olejki eteryczne, gdyż są one światłoczułe) wlewamy składniki i dokładnie mieszamy. Dla wygody możemy to zrobić w butelce ze "spryskiwaczem", żeby łatwiej nam było używać mikstury. Możemy teraz spryskać skórę i ubrania i cieszyć się spokojnym wieczorem. UWAGA - należy uważać ze stosowaniem alkoholu na słońcu, żeby nie odparzyć sobie skóry. Sposób ten najlepszy jest na letnie wieczory (np. grilla). Recepturę znalazłam kiedyś na jakiejś stronie, ale niestety źródła nie pamiętam.

Jak się domyślacie - nie są to sposoby działające w 100% na każdego komara, bo niektóre z nich są dziwnie odporne. Ale w szczególności polecam Wam kadzidełka - żaden komar nie wleciał mi do pokoju w tym roku. Mam też lawendę z działki rozłożoną w różnych miejscach w pokoju, ale stosuję równocześnie kadzidełka, więc nie mogę stwierdzić, czy ona też pomaga, chociaż babcia mojej koleżanki sobie chwali ;)

czwartek, 4 lipca 2013

Szminka do ust SLIM GEL

Hejho!

Po ostatniej porażce szminkowej postanowiłam zajrzeć do Inglota. Lubię kosmetyki tej firmy, choć nie jestem ekspertem i to co tutaj piszę, to tylko i wyłącznie moje skromne wymagania i potrzeby.


Pomadka ma w swoim składzie m.in: wyciąg z wiesiołka, witaminę E, masło z awokado oraz specjalne silikony i estry. Nie zawiera parabenu.

Parabeny: stosowane jako środki konserwujące leków i kosmetyków; stosowanie parabenów na skórę może mieć poważne konsekwencje, ponieważ są to środki toksyczne, mogą być przyczyną uczuleń, ale również podrażnień.

Opis:
  • Czarne, wąskie, poręczne opakowanie
  • Pojemność: 1,8g
  • Odcień 41
  • Cena: 26zł
Szminka jak dla mnie bardzo dobra. Nakładając stopniowo daje intensywniejszy efekt, aczkolwiek przy każdej warstwie wygląda rewelacyjnie - zarówno delikatnie jak i bardzo mocno. Fajna konsystencja - nie jest toporna, lekko tłusta, ale również nie rozpływa się nawet przy takiej pogodzie teraz, kiedy jest około 30 stopni. Nie zawiera zbyt dużo drobinek, a takiej właśnie szukałam, więc dla mnie to ogromny plus. Nie wysusza ust, nie ściąga ich, wręcz nawilża i delikatnie wygładza. Niestety trochę szybko się ściera, nie jest zbyt trwała, ale można jej to wybaczyć, bo ma naprawdę mnóstwo zalet.


kolor bardziej różowy, na tym zdjęciu wyszedł zbyt czerwony
Podsumowanie:
+ dobra konsystencja
+ można nakładać stopniowo
+ nie wysusza
+ lekko nawilża i wygładza
+ ładnie opakowanie
+ przystępna cena
+ ładnie pachnie
- średnio trwała
- ściera się przy jedzeniu/piciu

Generalnie polecam! :)

Biorę również udział w rozdaniu u Frambuesy - serdecznie polecam!

 

środa, 3 lipca 2013

Powrót!

Kochani!

Sesja zakończona sukcesem, wszystko mam już za sobą i jestem z tego powodu przeszczęśliwa :)
Trochę mi wstyd, bo kilka osób pytało mnie o wyzwanie brzuszkowe, a ja muszę przyznać się bez bicia, że poległam! :( Oczywiście ćwiczyłam, ale nieregularnie i nie tak dużo jak zamierzałam (wręcz mało). Głównym powodem była sesja - zasypiałam ze zmęczenia na biurku, przy książkach i gdziekolwiek sobie przycupnęłam, drugim - równie demotywującym - mój leń na plecach, który wcale nie chce ze mnie zejść.

Od dziś postaram się pisać jak najczęściej, dodawać więcej zdjęć i bardziej treściwych postów :)

Ostatnio dostałam fajne próbki od firmy Love Me Green, jednak póki co otworzyłam tylko krem do twarzy na noc i na dzień i muszę powiedzieć, że są fantastyczne! Pięknie pachną, są bardzo delikatne i błyskawicznie się wchłaniają. Niestety jednak kosmetyki są za drogie jak dla mnie i raczej nie będę miała okazji ich kupić. Tu podaję stronę -> LOVE ME GREEN


Maski z Wenecji, żałuję, że nie kupiłam ich więcej :)

środa, 19 czerwca 2013

Brak pomysłu na temat

Zamroziłam bloga na bardzo długo, sesja trwa, 24 ostatni egzamin i mój wielki powrót.

Jak na razie wszystko zgodnie z planem ;)

Trzymajcie na mnie kciuki i życzcie mi powodzenia!




takie moje własne z laboratorium ;)

wtorek, 28 maja 2013

Podejmij ze mną wyzwanie!

Hejho!

Czas na zmiany, koniec z osiadłym trybem życia, ciągłym poddawaniem się lenistwu i innym pokusom. Zmotywowało mnie do tego wyzwanie, do którego się dołączam (przechwycone od miniminnie).


Nie będzie lekko, ale to dobry test na sprawdzenie własnej wytrwałości :) Przyłączacie się? :)

poniedziałek, 27 maja 2013

Sałatka z tuńczykiem

Hej!

Dziś mam dla Was prościutki przepis, na smaczną i szybką sałatkę z tuńczykiem, która nie wymaga zbyt wiele wysiłku, a smakuje naprawdę nieźle :)

Składniki:
-pół opakowania makaronu (wedle życzenia, ja daję różne)
-puszka kukurydzy
-puszka tuńczyka
-4-5 jajek
-3 ogórki konserwowe lub kiszone
-1 średnia cebula
-sól, pieprz
-majonez

Przygotowanie:
Makaron gotujemy w posolonej wodzie. Jajka gotujemy na twardo i pozostawiamy do przestygnięcia. Tuńczyka i kukurydzę odsączamy i kroimy na małe kawałki (kukurydzy nie kroimy :D). Cebulę, ogórki i przestygnięte jajka kroimy w kostkę, wszystko wrzucamy do miski, solimy, pieprzymy do smaku, dodajemy majonezu i odstawiamy do lodówki, żeby składniki sobą "przeszły".


Małe zastrzeżenie: jeśli nie macie otwieracza, kupujcie kukurydzę z zawleczką! Nie róbcie tego tak:


Smacznego!

piątek, 24 maja 2013

Lakier Wibo

Na początku chciałabym podziękować za wysyp zaproszeń do tagów i różnych akcji. Na wszystkie odpowiem, tylko stopniowo i postaram się zrobić to w najbliższym czasie!

Dziś przybywam z kolejną recenzją (tym razem pozytywną!). Tym razem będzie to lakier marki Wibo z kolekcji przygotowanej przez blogerki, który odkryłam na rossmannowskiej półce :)


Lakier do paznokci z formułą imitującą lakier żelowy. Jest to najnowsza limitowana kolekcja Nail Obsession Gel Like zaprojektowana przez autorki blogów kosmetycznych (taki mały partiotyzm :)). 
Kolorów jest 10, każdy w pięknym, pastelowym odcieniu. Nie wiem jak pozostałe, ale mój jest zupełnie matowy. Konsystencja dosyć gęsta, więc najlepiej nakładać go 3-4 ruchami na jeden paznokieć, ponieważ nie pozostawi po sobie brzydkich smug i nie zacznie się "ciągnąć" za pędzelkiem. Wystarczą 2 warstwy do całkowitego pokrycia płytki i co najważniejsze - jak na lakier w takiej cenie jest bardzo trwały. Na moich paznokciach trzymał się około 4 dni bez żadnych odprysków (pomimo że na stancji nie mam pralki ani zmywarki i wszystko robię ręcznie), a później zaczął nieznacznie odpryskiwać.


Pojemność: 8,5ml
Cena: 6zł, ale ja kupiłam w promocji za 5zł
Dostępność: Rossmann 

PLUSY:
+cena
+wytrzymałość
+dobrze kryje
+wygodne i ładne opakowanie
+szybko schnie

MINUSY
-daję maleńki minusik za gęstą konsystencję, chociaż to chyba też kwestia gustu.


Żałuję, że jest to kolekcja limitowana, bo chciałabym wypróbować je wszystkie. Niestety szkoda pieniędzy, bo i tak 3/4 mi powysycha zanim zużyję połowę buteleczki. Mimo wszystko sięgnę jeszcze po jakiś odcień.

czwartek, 23 maja 2013

Najgorsza szminka świata

Hej!

Dawno mnie nie było, bo miałam nawał pracy na uczelni. Ciągle jakieś zaliczenia, sprawozdania i inne duperele. Nie będę pewnie teraz pisać zbyt często, bo sesja zbliża się wielkimi krokami i czasu na naukę coraz mniej. Ale póki co jestem i mam dla Was recenzję pomadki, która jest najgorszym kosmetykiem na jaki dałam się naciągnąć.


Doprawdy nie wiem jak to się stało, że kosmetyczka namówiła mnie na coś takiego. Od początku: moja mama, była u tej kosmetyczki przed pewnym weselem i kupiła u niej super pomadkę firmy PAESE. Nie chodziło mi o kolor, bo akurat chciałam sobie wybrać inny, ale o konsystencję i trwałość. Poszłam więc w to samo miejsce, żeby o nią zapytać i okazało się, że jest, ale same ciemne kolory - ja chciałam naturalną. Pani bardzo serdecznie, z całego serca poleciła mi szminkę "firmy" BAOLISHI, która jest absolutnym hitem i zdecydowanie góruje wśród wszystkich kosmetyków do ust. 

Od początku nie spodobało mi się opakowanie - tandeta w różowe kwiatuszki, ale po doświadczeniu z zakupami uznałam, że nie należy sądzić książki po okładce. Kosmetyczka powiedziała, że pomoże mi dobrać odpowiedni kolor do mojej cery i pokazała mi kilka testerów, żebym sprawdziła jak wyglądają na skórze. Cóż - udało mi się wybrać różowo-brzoskwiniowy i nie ukrywam, że mi się spodobał. Po szybkim zastanowieniu się (chociaż hmm chyba nawet nie) kupiłam szminkę za 15zł (nie jest warta nawet 1zł!!!) i wyszłam. 

Pierwsze wrażenie było całkiem niezłe, bo dosyć ładnie wyglądała na ustach, ale jej posmak od razu mnie odrzucił. Czułam na ustach smak błyszczyka z Bravo Girl czy innego FunClubu i trochę mnie to odrzuciło, w końcu jak dla mnie to też jest ważny aspekt. Po kilku dniach użytkowania okazało się, że moje usta są suche jak wiór i wyglądają beznadziejnie - szminka okropnie je wysuszyła. Mało tego - zaczęła śmierdzieć plasteliną! Zdeprymowana do granic możliwości postanowiłam sprawdzić tę super markę i okazało się, że... jest to chińska firma dodająca do swoich produktów kadm i inne rakotwórcze substancje...



Podsumowanie:

MINUSY
-okropny zapach plasteliny
-posmak tandetnego błyszczyka z gazety w połączeniu z plasteliną
-toporna konsystencja
-brzydkie opakowanie
-zawiera substancje RAKOTWÓRCZE
-chińska firma
-wysusza usta i sprawia, że stają się spierzchnięte

PLUSY
-Brak! 

Absolutnie żałuję, że dałam się namówić na ten badziew i już nigdy nie zaufam żadnej kosmetyczce jeśli chodzi o kupowanie kosmetyków. Następnym razem sprawdzę na 100 portalach opinię zanim coś kupię i przede wszystkim zaufam swojej intuicji. Jeśli komukolwiek przyjdzie do głowy kupić coś tej firmy - nie radzę...

poniedziałek, 13 maja 2013

Maseczka z alg

Dziś, jak zapowiedziałam we wcześniejszym poście, podzielę się z Wami swoją opinią na temat maseczki z alg morskich. Poleciła mi ją kosmetyczka, u której byłam na oczyszczaniu twarzy i od razu po powrocie do domu zamówiłam ją przez internet. Kosztowała niewiele - ok. 13zł za 100g (+jakieś koszty przesyłki) i szczerze mówiąc, nigdy bym nie przypuszczała, że za tak małą kwotę można uzyskać taki super efekt! Wspomnę jeszcze, że moje algi są na trądzik i wybielanie przebarwień i blizn po trądziku, ale jest wiele innych rodzajów dostępnych między innymi na allegro :)



Przepraszam za jakość zdjęć, ale jest już ciemnawo i światło z żarówki wszystko psuje
Sposób przygotowania takiej maseczki:
Proszek z wysypujemy do jakiegoś małego pojemniczka (u mnie opakowanie po kremie Garnier) i zalewamy ciepłą, przegotowaną wodą tak, aby powstała konsystencja papki. Dokładnie mieszamy, żeby nie było grudek i w miarę szybko nakładamy na twarz (można też na szyję i dekolt). Mi się to dziś nie udało, bo zanim nałożyłam, zrobiły się grudy :) Zostawiamy maskę do wyschnięcia, a później ściągamy ją kawałkami z pyszczków.

A teraz o efektach. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona działaniem tej maseczki. Już po pierwszym użyciu zauważyłam różnicę. Moja skóra wydawała się bardzo czysta, wypoczęta i świeża (dowodem na to jest fakt, że nawet mój tata zauważył, że coś zrobiłam :)), część wągrów odeszła w siną dal a zaczerwienienia zbladły. Oczywiście nie jest tak różowo i efekt nie jest trwały. Aby utrzymać swoją cerę w takiej kondycji, trzeba stosować maskę około 2 razy w tygodniu REGULARNIE, czego mi niestety zabrakło :)

Jak dla mnie, ten produkt ma bardzo dużo plusów i chętnie kupię go ponownie :)

Maseczka jeszcze świeża, ale po wyschnięciu robi się ciemniejsza :)
Macie jakieś swoje ulubione maseczki? :)

niedziela, 12 maja 2013

Maski maseczki

Hej dziewczyny!

Skrobię szybko krótkiego posta, bo przed chwilą wróciłam do Warszawy i czeka mnie jeszcze sprawozdanie z chemii.

W ten weekend zamówiłam kilka produktów:
-olejek arganowy (będę stosować na włosy wg zaleceń Frambuesy :))
-maseczkę do cery naczynkowej dla mamy (pamiętajcie o dniu matki!)
-zieloną glinkę na trądzik
-naturalny peeling z łupin kakao
-algi na trądzik i wybielanie blizn po trądziku (które mam w domu i to będzie moja pierwsza recenzja)

i będę testować! Czekam tylko na kuriera :)


Oprócz tego znalazłam czas, żeby wyregulować sobie brwi i wreszcie wyglądam jak człowiek! Wstawię swoje zdjęcie z którąś maseczką na twarzy, ale nie będę niestety wyglądać tak pięknie jak pani na górze :D

Trzymajcie się i do zobaczenia!

P.S. Nie mogłam się doczekać olejku arganowego, więc użyłam oleju z pestek winogron. Teraz siedzę z siatą z Biedro na głowie i szczerze mówiąc trochę mi gorąco...

piątek, 10 maja 2013

Trochę Warszawy

Wybrałam się wczoraj po zajęciach (i zwalonym kolokwium przy okazji) na mały spacerek po Warszawie. Nogi poniosły mnie na Krakowskie Przedmieście i Stare Miasto - cóż za piękne miejsce! Szczerze mówiąc zmieniłam ostatnimi czasy zdanie o stolicy. Zawsze kojarzyła mi się z hałasem, korkami i ogólnie ujmując - betonem, ale odkąd się tu wprowadziłam, zaczęłam spacerować i zwiedzać, nabrała dla mnie zupełnie innego hmm kształtu, obrazu? Coś w ten deseń ;)




Zdjęcia nie powalają, ale dość niewiele ich zrobiłam - to raczej był spacerek chill outowy :)

Rzadko piszę, bo niestety nie mam czasu... Ciągle kolokwium za kolokwium, sprawozdania z laboratorium, nie wyrabiam! Mam już dużo pomysłów na następne notki i w przyszłym tygodniu postaram się napisać więcej :)